Koniec zimy
Początek astronomicznej i kalendarzowej zimy to najlepszy moment na małe podsumowanie kilku ostatnich miesięcy, po krótce bardzo wymagających i różnorodnych pod względem techniki jazdy i zmiennych warunków pogodowych. To chyba lubię najbardziej, tą różnorodność i brak monotonii. Zaopatrzony w błotniki oraz kilka dodatkowych warstw odzienia, gnałem przed siebie starając się nie uszkodzić siebie i innych użytkowników dróg.
Ciągły ruch mimo kilku stopniowych porannych przymrozków sprawia, że odczucie zimna jest zupełnie inne, najgorzej w takich warunkach czekać na tramwaj lub miejskiego busa. Nienawidzę tego! Ciekawe co sobie myślą widząc mnie w obcisłych spodniach gnającego przed siebie? Wariat? Głupek?! Zapewne tak, o czym świadczy ilość rowerzystów w tym okresie. Od czasu do czasu można było spotkać podobnego freaka jak ja.
Prawdziwa zabawa zaczyna się gdy zaczyna sypać śnieg, wówczas zaczynają się mniej lub bardziej kontrolowane poślizgi i kiedy sobie o tym pomyślę chcę krzyknąć ZIMO WRÓĆ! Oczywiście zdarzały się spektakularne gleby, po których kolano przy większym obciążeniu boli mocniej niż powinno, ale już przyzwyczaiłem się do tego traktując to jako kolejną moją słabość.
Jeżdżąc w takich warunkach trzeba na bierząco oceniać sytuację i dostosowywać się. Nie można ślepo cały czas jeździć ulicą gdy śnieg uderza w gałki oczne, czasem warto odpuścić. Dla przykładu przejazd odcinkiem od ul. Baraniaka do ronda Śródka w porze najintensywniejszych opadów zajął mi 3x więcej czasu niż normalnie.
Taka jazda nie pozostaje bez wpływu na nasz sprzęt, który zużywa się w zastraszającym tępie. Obecnie jestem w trakcie pozimowego serwisu. Do wymiany są klocki hamulcowe, łańcuch, łożyska z kółkami przerzutek, chwyty kierownicy, ponownie przesmarować wszystko co się da. Wstępnie oceniam koszty zimowej jazdy na 200-350 zł, ale czego się nie robi dla chwili przyjemności 🙂